Bliżej Dyzia niż Ziuka
Bronisław Komorowski pada ofiarą nie tylko własnego braku obycia, luk w wykształceniu czy rubaszności. Zbiera także żniwo retoryki, jakiej wobec prezydenta Kaczyńskiego używał on sam i jego polityczni przyjaciele – pisze publicystka
Z zapartym tchem obserwuję, jak otoczenie prezydenta pracuje nad tym, by przekonać Polaków i chyba samego Bronisława Komorowskiego, że obecny prezydent jest następcą ni mniej, ni więcej, tylko Józefa Piłsudskiego. Ten karkołomny koncept, którego jednym z pomysłodawców jest zapewne słynący z estymy do marszałka Tomasz Nałęcz, jest tyleż zabawny, co morderczo niewdzięczny w realizacji.
Bronisław Komorowski, gdy tylko zabłysną światła publicznej sceny, z niesłychanym talentem niszczy misternie układane przez specjalistów od PR przekazy. Nie tylko te mające budować jego podobieństwo do „Ziuka". Także te, które mają przekonać, że Komorowski w ogóle na prezydenta się nadaje. Po ostatnim roku dla sporej grupy Polaków nie jest to bowiem wcale takie oczywiste.
Z piasku bicza nie ukręcisz
Estyma do Naczelnika u prezydenckiego doradcy ma przynajmniej ten pozytywny wymiar, że w przestrzeni publicznej pojawiają się cytaty ze słów Józefa Piłsudskiego. Tomasz Nałęcz podsuwa je prezydentowi, a ten powtarza w swych wystąpieniach czy wywiadach. Czy pamiętalibyśmy na przykład jeszcze o śledziennikach, gdyby nie nieoceniony prof. Nałęcz?
Przypomnę, że „śledziennik" to tyle co malkontent i że Józef Piłsudski narzekał, że Polacy nie reagowali na odrodzoną Polskę „dźwięcznym śmiechem odrodzenia, lecz jakimś kwasem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta