Żyje się tylko raz
Z Markiem Proboszem rozmawia Barbara Hollender
Rz: Jest pan uparty?
Marek Probosz: Jestem. Jak każdy góral. Choć potrafię też ustąpić. Jeśli stoisz przed pionową ścianą, to w pewnym wieku musisz już zastanowić się, czy na nią wchodzić. Ale generalnie jestem człowiekiem celu.
Podobno cel wytyczył pan sobie jako sześciolatek: zostać aktorem. A jednak pod koniec lat 80., mając angaż w teatrze i niezłą pozycję w kinie, zdecydował się pan wyjechać z Polski.
Jest taki surrealistyczny obraz „Jump in the Void", na którym mężczyzna skacze z dachu na bruk. Tak właśnie skoczyłem. Miałem poczucie, że żyję w zniewolonym kraju. A w Hamburgu poznałem dyrektora American Cinemateque, który zaprosił mnie na panel filmowy w Los Angeles. Po rozmaitych perturbacjach z wizą wsiadłem do samolotu. W LA zamieszkałem w legendarnym hotelu Roosevelt, limuzyną wożono mnie do Paramount Pictures. Ale jak skończył się panel, zaczęły się schody. Postanowiłem zostać, zaciąłem zęby. Grałem o swoją wolność.
Takich chłopaków są w Los Angeles tysiące.
Pomogło mi to, że już coś w życiu zrobiłem. Wiedziałem, kim jestem. Poszedłem do UCLA na przyspieszony kurs anielskiego, zacząłem pisać. I stał się cud, bo rok później byłem członkiem związku amerykańskich aktorów filmowych SAG. W teatrze Odyssey wystawiłem własną sztukę „AUM albo torturowanie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta