Stoch i Małysz. Dwie strony medalu
Posturą podobni do siebie jak bliźniacy, charaktery mają zupełnie różne. Kariery też. Ale obie warte złota.
Wydawało się, że bardziej symbolicznej sceny już nie będzie. Dwa lata temu stali razem na podium w Planicy. Pierwszy raz i ostatni: Stoch jako zwycięzca, Małysz na trzecim miejscu. Obaj w góralskich strojach, bo to był konkurs kończący karierę Adama i właśnie zaczynała się wielka impreza pożegnalna.
Adam odchodził do rajdów, Kamil właśnie tamtej zimy zaczął wygrywać w Pucharze Świata. Obaj się wtedy spłakali. Stoch, nadwrażliwiec, który łzami odreagowywał wszelkie emocje, dobre i złe. I Małysz, którego po wielkich stresach dopadały migreny nie do wytrzymania, po porażkach ciskał nartami jak Kamil, ale łatwiej mu było zawsze płakać z radości niż żalu.
Teraz na mistrzostwach w Val di Fiemme Adam był już tylko gościem. Stoch wygrał tam na dużej skoczni 10 lat po jego złotym medalu, a Małysz – zaproszony przez organizatorów do dekorowania mistrza – wyściskał go na podium. Ale najwymowniejsza była scena po konkursie drużynowym i brązie dla Polski: Adam, który nie doczekał się szansy zdobycia medalu w drużynówce, wyprowadzał wtedy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta