Konserwatywny nihilizm
Marcin Król ze swojej wieży z kości słoniowej z pogardą przygląda się chylącemu się ku upadkowi światu – pisze publicysta „Rzeczpospolitej".
Kiedy ćwierć wieku temu nastąpił – przynajmniej w wymiarze symbolicznym – upadek realnego socjalizmu, polskie elity – zarówno postsolidarnościowe, jak i postkomunistyczne – dokonały brzemiennego w skutkach wyboru. Opowiedziały się za liberalną demokracją jako systemem bezalternatywnym. Perspektywa była następująca: skoro do tej pory państwo sprawowało funkcję wielkiego zamordysty, to trzeba wyzwolić obywateli z dotychczasowych kolektywistycznych opresji i obdarzyć ich indywidualnymi wolnościami.
Haniebny atak
Optymistyczny wiatr historii wiał zatem w jednym kierunku. W mediach tak zwane autorytety obwieszczały powrót Polski do Europy i przestrzegały przed tym, żeby PRL-owskiej dyktatury nie zamienić na neoendeckie, bogoojczyźniane barbarzyństwo.
Ale liberalna demokracja ma to do siebie, że jest systemem obciążonym – jak każdy inny – licznymi wadami: w imię tolerancji i pluralizmu aksjologicznego podkopuje tradycyjne wartości i faworyzuje ekscentryczne, mniejszościowe poglądy, a zysk ekonomiczny przedkłada często nad dobro wspólne. Jej zwolennicy niby nie mają co do tego złudzeń, niby nie traktują liberalno-demokratycznej rzeczywistości w kategoriach utopijnej ziemi obiecanej, ale wszelkie kierowane wobec niej istotne zastrzeżenia odbierają jako atak na świętości cywilizowanych ludzi, a więc coś haniebnego.
Znakomicie to przerabialiśmy w III RP. Przekonał się o...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta