Wojna jak upiorny festiwal kiepskich filmów
To, co robią i mówią Rosjanie, sprawia, że trudno mi się teraz z nimi komunikować. Trudno wejść w dialog z kimś, kto podważa prawo Ukraińców do niepodległości – mówi Jackowi Cieślakowi ukraiński reżyser.
Rz: Był pan przetrzymywany w Słowiańsku przez prorosyjskich separatystów. Czy był pan w niewoli bity?
Paweł Jurow: Zaraz po „aresztowaniu" wyprowadzono nas na dziedziniec. Zawiązano nam oczy i poprawiono taśmą klejącą. Skrępowano nam też ręce. Pierwsze uderzenie złamało mi nos. Potem zabrano nas do garażu, gdzie krzyczano, że zostaniemy zabici. Wylano mi benzynę na głowę. Nasi strażnicy dziwnie się zachowywali. Tak bardzo nas straszyli, że można było odnieść wrażenie, że sami byli mocno przerażeni tym, co robią w gromadzie. Jednocześnie poczułem nóż na płatku ucha, słyszałem szczęk puszczanego w ruch bębenka rewolweru.
Rosyjska ruletka...
Tak. Krzyczeli, że nie pracują dla nikogo i są zwykłymi ludźmi, którzy chcą wiedzieć, o co chodzi. Zasłonili nam oczy, bo bali się rozpoznania. Jako reżyser mogłem się domyśleć, że to kiepska odmiana wojennego teatrzyku, w którym celem jest postraszenie niegrzecznych dzieci. Kiedy dowiedzieli się, że jestem reżyserem, szydzili, że nakręcę film. Kiedy sprostowałem, że jestem reżyserem teatralnym – zbaranieli. Może nigdy nie byli w teatrze. Ja też nigdy niczego podobnego nie przeżyłem – w chwili, kiedy złamano mi nos, dotarło do mnie, że ten okupacyjny koszmar to nie fikcja, że to dzieje się naprawdę. Jednym z najtrudniejszych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta