Lewica żyje poza parlamentem
Przekierowanie lewicowej agendy ze straszenia PiS lub PO dla doraźnych korzyści na faktyczne problemy pokazuje, że gra nie toczy się o bycie przyszłym koalicjantem, przystawką jednego lub drugiego ugrupowania, ale o realny wpływ na politykę – pisze publicysta „Krytyki Politycznej".
Poranne programy polityczne w radiu czy telewizji mają nas budzić – ktoś pokrzyczy, ktoś powie coś kontrowersyjnego, ktoś się oburzy. Lewicowego wyborcę, aktywistkę czy społecznika budzą jednak w sposób szczególny. Bo jak nie zerwać się z łóżka, gdy po raz dziesiąty w tygodniu ktoś z głośnika czy ekranu telewizora wierci dziurę w brzuchu i pyta: „Czemu nie ma lewicy?", „Czemu jest tak słaba?", „Czemu wciąż się kompromituje?". Ciśnienie skacze, wstaje się błyskawicznie, energia do działania jakby się zwiększa. Ale na pytania radiowych i telewizyjnych gadających głów odpowiedzi dalej nie ma. Albo inaczej: nikt, skupiając się tylko na losach SLD i Twojego Ruchu, nie chce jej tak naprawdę znaleźć.
Wyborcy bez złudzeń
Nie dziwi mnie, że skutecznej i wiarygodnej lewicy nie odnajdują ci, którzy szukają jej w parlamencie. Reprezentacja SLD w tej kadencji nie może sobie zapisać na konto żadnych sukcesów w dziedzinie walki o prawa pracownicze czy państwo opiekuńcze. Równość płci i związki partnerskie jakoś przebijają się do świadomości polityków i polityczek Sojuszu, ale z Leszka Millera raczej feministy nie zrobią. Podobnie jak starzy baronowie SLD nie staną się orędownikami nowego prekariatu. Nawet w dziedzinie polityki historycznej – na ten front Sojusz przerzucił przecież swoją awangardę – idzie im niemrawo. Wydany jakiś czas...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta