Tata atakował żołnierzy? Nigdy nie uwierzę
Oto losy trzech z dziesiątek zabitych. Na Wybrzeże przyjechali po lepsze życie, skorzystać z szansy, o jakiej zapewniała ich władza.
Józef Widerlik zginął około ósmej rano, cztery godziny później – Kazimierz Stojecki, dwie godziny po nim – Kazimierz Zastawny. Pierwszy stracił życie na ul. Świerczewskiego, drugi kilkaset metrów dalej pod dworcem, trzeci nieopodal, na ul. Garncarskiej.
Byli trzema z sześciu osób zabitych 15 grudnia w Gdańsku. Na pierwszy rzut oka niewiele ich łączy, poza tym, że zginęli jednego dnia podczas walk robotników z milicją. Każdy pochodził z innej części Polski, był w innej sytuacji życiowej. A jednak jest wspólny mianownik – wszyscy znaleźli się w Trójmieście w nadziei na lepsze życie w gomułkowskiej Polsce. Ufając zapewnieniom władz, przybyli tu w poszukiwaniu szans, jakie stocznia i port miały im stworzyć.
Kochanemu dziadkowi...
Kazimierz Stojecki urodził się w 1912 r. w Piotrkowie Trybunalskim. Skończył cztery klasy szkoły podstawowej. Miał pięcioro rodzeństwa. Zwykł potem, kiedy już mieszkał w Gdańsku, mówić, że przed wojną nie zawsze miał buty, zdarzało się, że po śniegu musiał biegać w drewniakach. Potem, w 1940 r., Niemcy zabrali go z łapanki. Przez pięć lat woził węgiel gdzieś pod Berlinem.
Danuta Madaj, córka Kazimierza, w 1945 r. miała osiem lat. Jesienią, kiedy ojciec wrócił z robót w Rzeszy, zapadła decyzja: Stojeccy pojadą na Ziemie Odzyskane. W Piotrkowie nic ich nie trzymało – nie mieli...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta