Premier wtargnął do szatni
Były sędzia międzynarodowy i prezes Polskiego Związku Piłki Nożnej o swoich mundialach.
Rz: Ja mówię: mundial. A pan co widzi?
Michał Listkiewicz: Siedem mundiali. I jeszcze kilkanaście niższej rangi: młodzieżowe, kobiece. W sumie chyba 18 turniejów. W dodatku byłem na nich w kilku rolach. Nie mam jednego konkretnego wspomnienia. Skoro jednak wcisnął pan guzik, to pojawił się pierwszy obraz. Jest rok 1990, po półfinale Włochy – Argentyna kąpię się w basenie hotelowym w Como, gdzie mieszkali sędziowie. Przyszedł też ówczesny szef arbitrów FIFA Belg Alexis Ponnet i zdziwiony pyta: co ty tu robisz? Przecież jutro sędziujesz finał.
To było zaskoczenie?
Do tej pory nie odnotowano przypadku, aby sędzia półfinału prowadził także finał. Ja tę zasadę złamałem. To wynagrodziło mi trochę wcześniejsze rozczarowania.
Jakie rozczarowania? Jedzie pan na mundial jako drugi Polak, po Alojzym Jarguzie w Argentynie, w roku 1978. Nie ma na co narzekać.
Z mojego punktu widzenia – miałem powody. Mundiale we Włoszech było ostatnimi mistrzostwami bez podziału na sędziów głównych i liniowych. Ja już pracowałem m.in. na mistrzostwach Europy i igrzyskach olimpijskich w Seulu. Miałem nadzieję, że posędziuję i z gwizdkiem, i z chorągiewką. Ale zacząłem od linii w meczu otwarcia i już na tej linii...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta