Brexit może być wart głowy May
Premier rozważa dymisję za poparcie eurosceptycznych torysów dla umowy rozwodowej. Przyszłe relacje z Unią ustalałby wtedy zwolennik trzymania Brukseli na dystans.
To jest stąpanie po bardzo kruchym lodzie. W poniedziałek po południu Theresa May przyznała w Izbie Gmin, że wciąż nie zebrała większości dla planu wyjściu królestwa ze Wspólnoty, który przez dwa lata Londyn negocjował z Brukselą, choć zapewniła, że „nadal stara się to osiągnąć".
Jeśli to jej się nie uda do piątku, 12 kwietnia Wielka Brytania wyjdzie z Unii – jak ustalono na szczycie przywódców UE w miniony czwartek – bez żadnych ustaleń. Wywołałoby to prawdziwą katastrofę gospodarczą.
Ale jednocześnie premier oświadczyła parlamentarzystom, że nie zgodzi się, aby przejęli z rąk rządu inicjatywę w sprawie brexitu i sami ustalili możliwe opcje przełamania kryzysu. Izba Gmin szykowała się w nocy z poniedziałku na wtorek do przeprowadzenia serii takich „konsultacyjnych" głosowań obejmujących sześć opcji na przyszłość, od powtórnego referendum po anulowanie brexitu lub jego przeforsowanie w wersji najbardziej brutalnej. Na razie nie będą one jednak miały mocy wiążącej.
Porozumienie May już dwukrotnie zostało odrzucone w Izbie Gmin, najpierw w połowie stycznia, a potem w połowie marca. Tak się stało, bo grupa około stu eurosceptycznych deputowanych torysów skupiona wokół Borisa Johnsona głosowała wbrew zaleceniom premier. Powodem był tzw. backstop, czyli układ, w którym bez zgody Brukseli Wielka...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta