Nietykalny policjant pod ochroną
Piotr M., którego psy zagryzły niedawno człowieka, miał wpływowych przyjaciół. Dlatego unikał konsekwencji poprzednich zdarzeń. I z tego powodu wywieziono go do aresztu poza województwo – ustaliła „Rzeczpospolita”.
Strzelnica należąca do byłego policjanta Piotra M. od 2018 r. była zmorą okolicznych mieszkańców, działkowców, urzędników, inspektorów weterynarii i pracowników schroniska. Do tego zagrożeniem były psy, które wielokrotnie wydostawały się na zewnątrz i atakowały w lesie przechodniów. Jednak Piotr M. z kłopotów zawsze wychodził obronną ręką. Do czasu tragedii, która wstrząsnęła Polską, gdy jego psy, które miały pilnować strzelnicy, w niedzielę 12 października zagryzły na śmierć przypadkowego mężczyznę.
Tego dramatu można byłoby uniknąć, gdyby służby i instytucje zareagowały na alarmujące skargi mieszkańców – o hałasie, strzałach, które zagrażają ludziom spacerującym w pobliskim lesie, czy wreszcie psach, które notorycznie atakowały ludzi. Dlaczego nie było reakcji? Czy nad Piotrem M. ktoś rozłożył parasol ochronny?
Biznes z bronią w tle
Piotr M. w policji przepracował 26 lat. Przyszedł do służby w 1993 r., najpierw na stanowisko aplikanta w WTO – wydziale techniki operacyjnej w Gorzowie Wielkopolskim, uważanym za jeden z najbardziej elitarnych w tej formacji, by finalnie skończyć na komisariacie. Co jeszcze wiadomo? Przez 18 lat – do grudnia 2011 r. – pracował „w służbach kryminalnych wykonujących zadania operacyjne, skąd przeszedł do Zespołu Dochodzeniowo-Śledczego Wydziału Kryminalnego Komisariatu Policji w...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
