Wystrzałowa chińszczyzna

Do Polski przywieziono w zeszłym roku dużo ponad milion kilogramów petard, rakiet sylwestrowych i rac

Wystrzałowa chińszczyzna

MICHAŁ MAJEWSKI

Polska to prawdziwe eldorado dla szalonych entuzjastów petard, rac i sztucznych ogni. Lubisz taką zabawę, masz na to pieniądze, przyjeżdżaj do Polski - możesz strzelać, ile chcesz i z czego chcesz. Taka wybuchowa swoboda to nasz polski patent, nie znany w cywilizowanych krajach.

Wszystko zaczyna się mniej więcej w połowie grudnia.

W środku nocy słychać huk, jakby peryferyjnym osiedlem wstrząsnął potężny wybuch gazu. Zaraz potem wściekle wyją alarmy samochodowe. Może znowu jakiś zamach? Może mafia wysadziła komuś samochód? A może jakiś dom się zawalił? Ale nic z tych rzeczy. W porannych dziennikach nie słychać o tragicznym wypadku w mieście albo o nocnych porachunkach gangsterów. Czyli co to było? To był początek trzytygodniowego sezonu pod hasłem: "Rzucamy petardy".

Chińczyk lubi strzelać

Czym właściwie rzucamy? Prawie zawsze tym, co zrobili dla nas Chińczycy. Chiny to niekwestionowana petardowa potęga.

Tam wymyślono czarny proch, Chińczycy lubią strzelać przy byle okazji, poza tym są bezkonkurencyjni, jeśli idzie o cenę. - W Europie rurka potrzebna do stworzenia petardy jest droższa niż gotowy produkt przywieziony z Chin -...