PiS nie ceni własnego zaplecza
Jeśli powstanie kiedyś nowy rząd Kaczyńskiego, będzie gorszy niż jego niedawny gabinet. Tak samo jak rząd premiera z Gdańska jest słabszy niż ten, który mógłby stworzyć „premier z Krakowa” – pisze publicysta
Zamieszanie w PiS wydaje się zmierzać ku końcowi: nieliczni niezadowoleni opuścili partię, Jarosław Kaczyński umocnił na kongresie swe przywództwo. Co więcej, losy tych, którzy odeszli wcześniej, zdają się potwierdzać słuszność nieufności prezesa. Mimo to sądzę, że odejście wyrazistych postaci z PiS w dłuższej perspektywie osłabi partię i jej jakość oraz zdolność do rządzenia. Do argumentów na rzecz tej tezy, które w ostatnim czasie padły na tych łamach, dodam dwa: dotyczący jakości rządzenia oraz zaplecza intelektualnego.
Partia niejednej sprawy
Truizmem jest stwierdzenie, że w polityce chodzi o to, by po pierwsze – uzyskać władzę, po drugie – wiedzieć, po co się ją sprawuje. Można tu się odwołać do przykładu PO – partii, która triumfalnie doszła do władzy i w związku z tym budzi fascynację u przegranego rywala. Symbolem kogoś, kto umie do władzy dochodzić, jest Donald Tusk. Symbolem tego, kto wie, po co miałby ją sprawować, jest Jan Rokita. Obecny premier i jego rząd nie sprawiają wrażenia, by ich ambicje sięgały poza sprawne administrowanie. Niedoszły „premier z Krakowa” wiedziałby, do czego miałby użyć swej władzy – tyle że nie jest w stanie jej osiągnąć.
Jarosław Kaczyński świetnie wie, do czego ma mu posłużyć władza. Udało mu się ją też dwa lata temu zdobyć. Jednak PiS zdołało dojść do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta