Urosłam dwa centymetry
Najlepsza polska tenisistka o oczekiwaniach przed startem w igrzyskach, nagrywaniu pierwszej reklamy, wspomnieniach z USA i urodzie turniejów pokazowych
Rz: Udało się to sześciotygodniowe amerykańskie tournée?
Agnieszka Radwańska: Trzeba oceniać prosto: ćwierćfinał w Indian Wells dobrze, start w Miami niestety nie. Kiedy przyjechałam na Florydę, źle mi się grało. Nie czułam kortu, może tam była trochę inna nawierzchnia, ale tak czy siak, powinnam była zagrać lepiej. W dwóch turniejach na amerykańskich zielonych kortach ziemnych też było ciężko. Dziwna sprawa: nawierzchnia w Charleston była nawet wolniejsza niż mączka w Polsce, do tego dochodziły miękkie piłki, po dwóch gemach jakby pęknięte, i jeszcze deszcz. Umęczyłam się.
Dochodziła tęsknota za domem?
Najbardziej tęskniłam za domową normalnością, hotele i restauracje są dla mnie wszystkie takie same. Podczas tak długich wyjazdów chce się zwyczajnie posiedzieć chwilę na własnej kanapie, o niczym nie myśleć; to zupełnie inne uczucie niż w obcym hotelu po meczu.
Nie korci panią samodzielność w podróżach...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta