Władza leadu
Wiedzieć o czymś, a zobaczyć to coś – to, okazuje się, dwie całkiem różne sprawy. Od dawna na przykład wiem, że – zdaniem psychologów – człowiek dużo wyraźniej odbiera to, co ujrzał, od tego, czego się dowiedział, na przykład dzięki pismu. I dopiero teraz zobaczyłem, ile prawdy tkwi w tym stwierdzeniu.
O tym, że Stanisław Pyjas został zamordowany przez SB, że Bronisław Wildstein swym uporem w demaskowaniu komunizmu i jego agentów zarobił sobie w wolnej Polsce na miano oszołoma, a znowu Lesław Maleszka był jednym z najbardziej cynicznych i pożytecznych dla SB agentów, wysługujących się jej z zapałem i inwencją, po zdemaskowaniu zaś pozostał członkiem redakcji „Gazety Wyborczej”, jakkolwiek skrytym na jej zapleczu – o tym wszystkim przecież wiedzieli wszyscy od dawna.
Ale co innego wiedzieć, co innego zobaczyć. Dopóki ludzie tylko wiedzieli, że pan Widacki wybronił wysługującego się zbrodniarzom „eksperta”, który swym nazwiskiem podżyrował ubecką wersję śmierci Pyjasa, i więcej, pośrednio doprowadził do skazania za zniesławienie dziennikarza, który o owym nikczemniku napisał najświętszą prawdę, to niczym ta wiedza panu mecenasowi nie szkodziła.
Trzeba było, by ponad milion widzów zobaczył na ekranie pełną obłudy twarz obecnego posła Demokratów rzucającego cyniczne kazuistyczne formułki, a następnie by mógł to skonfrontować z jego klientem prywatnie przyznającym otwarcie, że „ktoś Pyjasowi dał w mordę”, a pan mecenas poczuł się w obowiązku zejść z pierwszej linii frontu walki z nadużyciami...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta