Starszy szeregowy wykonał zadanie
Powtórka z pchnięcia kulą była blisko. Polski dyskobol przegrał konkurs olimpijski tylko z mistrzem świata Gerdem Kanterem z Estonii
Dwunastu wielkich ludzi wyszło na bieżnię, gdy Irena Szewińska w powadze członka Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego pojawiła się na stadionie, by dekorować tyczkarki. Przy Jelenie Isinbajewej zatrzymała się dłużej, coś jej szepnęła do ucha, może, że odchodzi z posady, bo nagle rosyjska mistrzyni zalała się łzami i płakała przez cały hymn – wyglądała jak mała skrzywdzona dziewczynka z Wołgogradu.
Po chwili dyskobole mieli już całe boisko dla siebie i zaczęli. Piotr Małachowski to oczywiście kawał chłopa, 192 cm wzrostu, 122 kg oficjalnej wagi. W dysku takie rozmiary to bliżej średniej. Na lewym ramieniu tatuaż, na prawym, tym od rzucania, nic. Machnął 66,45 m, dysk wylądował blisko prawej linii ograniczającej pole rzutów, siłacz puknął się w głowę, nie był zadowolony. Małachowski od czterech lat wygrywa walkę o tytuł najlepszego w Polsce, ale na świecie jeszcze się nie pokazał. W Göteborgu na mistrzostwach Europy był szósty, w Osace na mistrzostwach świata 12. Lepiej mu szło w mityngach, lecz mityngi nie budują sławy dyskoboli.
Miejsce w towarzystwie
Ostatnimi czasy najsławniejszych jest dwóch: Gerd Kanter i Virgilius Alekna. Estończyk w końcu odebrał Litwinowi tytuł mistrza świata i wiele wskazywało na to, że rewanżu na igrzyskach nie będzie. Kilku innych rzucało już ponad 70 m, Polak miał w tym towarzystwie w miarę mocne miejsce ze swoim nowym rekordem życiowym i kraju...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta