Zamiast do Tbilisi trzeba było jechać do Paryża
Cel podróży Lecha Kaczyńskiego do Tbilisi nie jest jasny. Wizyta niosła ze sobą ważne przesłanie moralne, ale miała jedynie charakter symboliczny, niezwiązany z realizacją konkretnego planu politycznego – twierdzi Paweł Zalewski
Rz: Jak pan ocenia działania polskich władz podczas kryzysu gruzińskiego?
Początkowo wydawało się, że ośrodki prezydencki i rządowy blisko ze sobą współpracują. Prezydent i premier podobnie ocenili zagrożenie związane z kryzysem. Ale już po kilku dniach było słychać pewne różnice w wypowiedziach. Wyraźne różnice zdań pojawiły się w kwestii podróży prezydenta do Gruzji.
Może oba ośrodki podzieliły się zadaniami i uzgodniły, że rząd będzie działał na forum Unii, a prezydent współpracował z przywódcami Europy Wschodniej?
Takie porozumienie i podział zadań miałyby głęboki sens, ale wygląda na to, że było inaczej. Premier wydawał się zaskoczony wyjazdem prezydenta do Gruzji.
Udało się osiągnąć wymierne efekty?
Na razie trudno powiedzieć. Miały miejsce następujące wydarzenia: polski szef MSZ zażądał zebrania ministrów spraw zagranicznych Unii Europejskiej w sprawie Gruzji. Polski premier zażądał zebrania Rady Europy na poziomie szefów rządów w tej samej sprawie. To sensowne inicjatywy. To, co Polska powinna robić w sytuacji takiego kryzysu, to mobilizować rządy innych państw do wspólnego działania. Powinny one być zgodne z naszymi propozycjami. Na tym powinno się opierać polskie przywództwo w kwestiach związanych z polityką wschodnią. Potem był ważny sygnał...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)