Szmatolotem w prądach i kominach
Spełniło się odwieczne marzenie ludzi o lataniu. Licencję pilota ma w Polsce już prawie 1,5 tysiąca osób. Okazuje się, że na własnym skrzydle może latać większość zwykłych śmiertelników
Kiedy proboszcz z Łęk Kościelnych pod Kutnem po raz pierwszy wzleciał na paralotni nad kościołem, starsze parafianki załamywały ręce w przekonaniu, że utracą swego pasterza.
– Ja lataniem zawsze się interesowałem, ale nie było okazji, żeby spróbować. Aż w końcu objąłem parafię, w której działa szkoła paralotniowa. Możliwość kontemplacji i podziwiania z góry piękna natury, dzieła Stwórcy, uważam za dar od Pana Boga – tłumaczy ksiądz Mirosław Romanowski.
Ulatujący z Krety Ikar runął w morze, bo wzniósł się zbyt wysoko ku słońcu, które stopiło wosk spajający jego skrzydła. Współcześni następcy Ikara, paralotniarze, wiedzą, że strzec się należy nie słońca, lecz chmur. Zwłaszcza burzowych cumulonimbusów z prądami wznoszącymi tak silnymi, że mogą wynieść paralotnię na niebotyczną wysokość, na której pilot traci orientację, a czasem przytomność i życie. Takie przypadki to jednak zupełna rzadkość. Choć najgłośniejszy z nich to przygoda polskiej paralotniarki w Australii, która podczas zawodów, zassana przez cumulonimbusa na wysokość niemal 10 tys. m, straciła przytomność i cudem uszła z życiem.
Zdecydowana większość kontuzji to banalne skręcenia nóg lub potłuczenia odniesione podczas nieudanego, zbyt twardego lądowania. – Paralotniarstwo...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)

