Wiersz
***
Piątek: chodzę po mieście, którego harmonii
nie jest w stanie zachwiać nawet sąsiedztwo
kościołów
i burdeli, cmentarzy i solariów, przed chwilą
przeszła tędy pewnym krokiem burza, gałęzie
starych drzew kołysały się bezwolnie jak
nastolatki w filmach porno, chodzę po
mieście,
spotykam poetów, muzyków, malarzy, dzieci
rewolucji ’68, siedzą w kawiarniach
jak orzechy we wnętrzu wielkiego tortu,
czasami
marzą tylko o tym, żeby ktoś im ustąpił
miejsca w tramwaju, lecz nie mają odwagi
się o to upomnieć, chodzę i słucham
„Requiem”
Mozarta, zadając sobie pytanie, kto z nas
zasługuje na takie pożegnanie, na taką
cześć. Rozpogadza się, w parku koścista pani
czyta Biblię, kawałek dalej młodzi udają,
że chcą się rozmnożyć. Trafiam na pomnik
Keplera
i jego pierwsze prawo: planety poruszają się
po elipsach. Dokąd jeszcze zaprowadzi mnie
święta geometria tego miasta. Turysto z
Polski,
otwórz się, usiądź na trawie, spójrz na wróble,
zrozum wreszcie, że park nie jest zgwałconym
lasem.
Graz, 2008 r.