Niespokojne służby Platformy
Raport o incydencie w Gruzji jest tak kompromitujący nie dlatego, że ABW zarządzają ludzie pozbawieni rozumu, ale dlatego, że ludzie ci angażują się w walkę polityczną – pisze publicystka „Rzeczpospolitej”
Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego pod rządami Krzysztofa Bondaryka staje się służbą, która przynosi rządowi sporo kłopotów. Gdy Donald Tusk powoływał na stanowisko sekretarza kolegium ds. służb specjalnych Jacka Cichockiego, obaj zapowiadali, że odtąd o służbach będzie cicho. Żadnych skandali, żadnych czołówek gazet. Jest inaczej.
Tykająca bomba
Od kilku miesięcy przez prasę przetaczają się informacje, które szefa ABW nie stawiają – eufemistycznie mówiąc – w dobrym świetle. O agencji i jej szefie do opinii publicznej stale dociera coś niepokojącego. O Krzysztofie Bondaryku wiemy już tyle, by móc sądzić, że premier Donald Tusk powinien podjąć kroki zmierzające do jego odwołania.
Szef rządu dotąd zdawał się lekceważyć informacje, które bez wątpienia zrobiłyby na nim potężne wrażenie, gdyby był w opozycji. Najnowsza kompromitacja ABW – podpisany przez Bondaryka raport z incydentu w Gruzji, w którym z całą powagą jako wiarygodna podawana jest wersja, że strzały w obecności prezydenta Lecha Kaczyńskiego to prowokacja gruzińska – wyraźnie pokazuje także szefowi rządu, iż Bondaryk i ABW przeszarżowały.
Znamienne było zachowanie członków rządu, gdy „Dziennik” opublikował informacje z raportu Bondaryka. Minister spraw wewnętrznych Grzegorz Schetyna i szef gabinetu politycznego premiera Sławomir Nowak twardo popierali wersję ABW: tak,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta