Bankowa dźwignia, czyli klątwa Archimedesa
Archimedes twierdził, że gdyby miał punkt podparcia dla dźwigni, to uniósłby Ziemię. Bankom się udało. Za pomocą dźwigni finansowych podniosły do nieba ceny na rynku finansowym – pisze członek Rady Polityki Pieniężnej prof. SGH Andrzej Sławiński
Latem zeszłego roku dźwignie finansowe jednak popękały. Ceny na rynkach finansowych gwałtownie spadły. Banki poniosły ogromne straty. Wszyscy się zastanawiają, jak zapobiec powtarzaniu się podobnych katastrof. Za najważniejsze remedium uważa się ograniczenie możliwości stosowania przez banki zbyt dużych dźwigni.
Outsourcing dźwigni
W języku finansów dźwignia to relacja wielkości aktywów do wielkości posiadanego przez bank kapitału. Wielkość dźwigni jest najprostszą miarą ryzyka. Pozwala na wstępną ocenę, czy bankowi wystarczy kapitału na pokrycie strat. Jeszcze w 1988 r. uznano, że koniecznym zabezpieczeniem przed stosowaniem przez banki zbyt dużych dźwigni powinien być wymóg posiadania kapitału w wysokości 8 procent ważonej ryzykiem wielkości aktywów. Z grubsza biorąc, przy takim wymogu kapitałowym banki teoretycznie nie mogą stosować dźwigni przekraczającej 12-krotności ich kapitałów.
Małe banki, które zajmują się tylko przyjmowaniem depozytów i udzielaniem kredytów – takie jak nasze banki krajowe – właśnie takie dźwignie stosują. Te stosowane przez duże, międzynarodowe instytucje finansowe były znacznie większe. I między innymi dlatego tamte banki poniosły straty, których – jak się z czasem okazało – nie były w stanie pokryć z własnych kapitałów. Jak stworzyły sobie możliwość stosowania dużych dźwigni? Dość prozaicznie....
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta