Partnerstwo – synonim afery
Zapowiedzi władz miasta o 20 inwestycjach wartych nawet 3 mld zł, realizowanych we współpracy z prywatnym biznesem, mogą sprowadzić się do... jednej lub dwóch. Na inne przed końcem kadencji nie wystarczy już czasu. A być może także woli politycznej.
Wie pani, dlaczego do tej pory tak niechętnie korzystano z przepisów o partnerstwie publiczno-prywatnym? Bo one całkowicie eliminują możliwość korupcji – słyszę od jednego z doradców z potężnej firmy, która teraz ma analizować, jakie inwestycje miejskie nadają się do realizacji w systemie PPP.
To oczywiście jeden z nieoficjalnych argumentów. Oficjalnie samorządy narzekały po prostu na „niefunkcjonalne” przepisy – teraz zmienione. Jednak faktem jest, że od ponad sześciu lat w stolicy bano się PPP tak, jak diabeł boi się święconej wody.
Ratusz zapowiedział właśnie przełom i ogłosił listę 20 projektów, w które mógłby zaangażować się kapitał prywatny. W planie znalazły się hale sportowe, parkingi podziemne, spalarnia śmieci, szpital, a nawet Park Technologiczny i linia tramwajowa. To jednak na razie tylko lista. Dopiero elita firm doradczych – Deloitte, PricewaterhouseCoopers, Ernst & Young i Depfa Bank – zweryfikuje, czy taki sposób inwestowania w ogóle się opłaca.
Przełamać bariery
Stolica ambitnie chciałaby być prekursorem dobrych umów zawieranych z partnerami prywatnymi. Ale do przełamania pozostaje nie lada bariera – historyczna i mentalna.
– U nas wszystko na styku polityki i biznesu jest podejrzane. Poziom zaufania między władzą a przedsiębiorcami jest naprawdę niewielki – uważa prof. Jan Winiecki,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta