Droga od nadziei do frustracji
Konwencja klimatyczna przestała już dawno być porozumieniem ekologicznym, a stała się umową, która na nowo ma zdefiniować rozkład sił na świecie
Oczekiwania wobec 15. Konferencji Stron Konwencji Klimatycznej w Kopenhadze były ogromne.
Na początku obrad atmosfera negocjacji była zaskakująco dobra, wydawało się, że wszyscy wierzą, iż przyjazd w następnym tygodniu głów państwa pozwoli na znalezienie kompromisu. Niestety, drugi tydzień konferencji przyniósł gwałtowne załamanie. Kraje afrykańskie, zniecierpliwione brakiem postępu, odeszły na kilka godzin od stołu obrad, powodując częściowy paraliż rozmów, a poszczególne państwa zaczęły się coraz bardziej okopywać na swoich stanowiskach. To był początek końca. Mimo to istniała jeszcze szansa na przełom, wiązano ją przede wszystkim z przyjazdem do Kopenhagi prezydenta USA Baracka Obamy.
Wystąpienie prezydenta Obamy szybko rozwiało nadzieje i wykazało, że stanowiska USA nie zmieniło ogłoszenie przez Amerykańską Agencję ds. Środowiska dwutlenku węgla gazem szkodliwym dla zdrowia, co traktowano jako szansę na bardziej elastyczną postawę administracji amerykańskiej. Jak jednak komentowano, przemówienie Baracka Obamy kierowane było bardziej do własnych wyborcówniż uczestników kopenhaskiego szczytu. Przyniosło rozczarowanie i ostatecznie pogrzebało szansę na sukces.
Unia Europejska utraciła pozycję lidera. W Kopenhadze nie była partnerem dla USA i Chin
Deklaracja bez zobowiązań
Na szczęście nie doszło do całkowitej...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta