Gdy padnie publiczna telewizja
Programy telewizyjne kształtują wyobraźnię indywidualną i zbiorową. Częściej, niż nam się wydaje, mają na nas wpływ. Zatem czy naprawdę chcemy zostać audiowizualną kolonią? – pyta publicystka
Krótkowzroczność i nieodpowiedzialność aktorów życia publicznego doprowadziła TVP na skraj przepaści. Zarówno ekonomicznie, jak i programowo telewizja publiczna w Polsce jest niemal bankrutem. To „niemal” czyni dużą różnicę. Bo nic łatwiejszego od pomstowania na telewizję publiczną. Tylko nikt nie mówi, jakie będą konsekwencje jej zapaści.
Gdy upadnie TVP, na wskrzeszenie nie ma co liczyć. Taka reanimacja jeszcze nikomu się nie udała. Wie coś na ten temat Nowa Zelandia, gdzie zlikwidowano publiczną telewizję na rzecz funduszu kupującego programy misyjne w stacjach komercyjnych. Rezultat okazał się katastrofalny. Według raportu Nissena liczba programów o charakterze misyjnym spadła tam do poziomu najniższego w świecie.
Szarże krytyków odebrały telewizji publicznej sporo z resztek wiarygodności. Politycy, zupełnie nie przejmując się tym, że poza programami informacyjnymi telewizji nie oglądali i nie mają pojęcia ani o strukturze programu, ani naturze tego medium, uznali telewizję publiczną za twór wrogi lub zbędny. W oczy rzucała się demagogia hasła likwidacji daniny publicznej na rzecz Funduszu Misji, jak gdyby pieniądze na fundusz pochodzić miały z darów aniołów lub osobistych kieszeni ministrów.
Ani widz przypadkowy, ani widz świadomy, ani widz obywatel nie rozumieli tej wojny. W głowach pozostał tylko osad. Więc na pytanie, co będzie,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta