Wszystko wolno, byle po kryjomu?
Broniąc postępowania osoby publicznej, która zbłądziła, ba, twierdząc, że błądzenie jest rzeczą ludzką, mówimy: nie istnieje żadna moralność publiczna. Każde postępowanie jest tak samo wartościowe – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Sprawę ujawnionych nagrań kompromitujących Krzysztofa Piesiewicza trudno ocenić jednoznacznie. Znacznie łatwiej jednoznacznie ocenić dyskusję, która wybuchła z chwilą, gdy skryte dotąd szczegóły życia senatora Platformy stały się znane opinii publicznej.
Rzecz jasna komentatorzy mają prawo do osądzania postępków znanego senatora, mają prawo go potępiać albo bronić, byle zgodnie ze swoimi przekonaniami i zdrowym rozsądkiem. Problemem jest jednak fakt, iż w obronę polityka PO wkradł się ton, który może się okazać zabójczy dla publicznej debaty w Polsce.
Dlaczego? Dlatego, że dyskusja nad “taśmami Piesiewicza” jest w istocie dyskusją nie tylko nad wolnością słowa, prawem do prywatności, lecz przede wszystkim nad naturą człowieka, granicami etyki i polityki.
Nie ma dobra, nie ma zła
Obrońcy senatora mają najczęściej dwie strategie – pierwsza opiera się na prawie do prywatności, druga na ataku krytyków i zauważeniu, że oni sami bezgrzeszni nie są.
Na przykład Jacek Żakowski i niedawno w “Rzeczpospolitej” Dariusz Rosiak biorą w obronę polityka-scenarzystę, podkreślając, że sfera prywatności jest święta i nikomu nie wolno w nią wkraczać ani ingerować. Wyjątkiem jest sytuacja, w której komuś robi się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta