Mundial na brzegach Renu
To, co najlepsze na mistrzostwach, urodziło się z niemiecko-holenderskiej współpracy
Diego Maradona jednak nie pobiegnie nago wokół El Obelisco w centrum Buenos. Dunga nie podniesie Pucharu Świata jak 16 lat temu, z miną która mówi: “udławcie się”.
Jest w półfinale tylko jedna drużyna z Ameryki Południowej, ta, która najdłużej walczyła o awans, ale na turniej przyjechała najlepiej uzbrojona. W Urugwaju wszyscy się bronią i atakują, a “garra charrua”, duch walki małego narodu wciśniętego między Brazylię i Argentynę, już nie oznacza tylko, że czerwone kartki gonią żółte, a kości trzeszczą. U Argentyńczyków w chwili próby było, jak mówi latynoskie przysłowie, więcej wodzów niż Indian.
Po oglądaniu Brazylii ukute przez Franciszka Smudę powiedzenie “siła razy gwałt” nabrało międzynarodowego wymiaru. Urugwaj został sam przeciw Europie odmienionej nie do poznania. Przeciw żelbetonowej Holandii, upartej Hiszpanii i poetom kontrataku z Niemiec.
Straszne dzieciaki
W niemieckiej republice szybkich podań dla czołgów nie ma miejsca od dawna. Zaczął ją demilitaryzować Juergen Klinsmann, skończył Joachim Loew. Została sama lekka jazda i młodość, tylko Ghana wystawiła na mundial mniej doświadczoną drużynę.
“Straszne dzieciaki” – nazwała ich “Sueddeutsche Zeitung”. Niemcy stracili nieco na wadze
i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta