Jak z ofiary zrobić sprawcę
Jarosław Kaczyński często używa i nadużywa ostrego języka. Można mieć rozliczne zastrzeżenia do jego linii politycznej. Ale to nie on prowadzi kampanię nienawiści – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
Wydawało się, że polityczne morderstwo jest zdarzeniem, które większość ludzi zajmujących się polityką powinno zmusić do refleksji. Zwłaszcza jeśli działanie zabójcy powodowane jest nienawiścią do partii i jej lidera, obiektu stałej i bezprecedensowej nagonki ze strony najbardziej opiniotwórczych środowisk w kraju.
Co jednak myśleć o stanie rzeczy, w którym morderstwo staje się pretekstem do kontynuacji, a nawet wzmożenia kampanii nienawiści wymierzonej w ugrupowanie, które padło jej ofiarą? Co sądzić o rzeczywistości, w której intelektualiści, dziennikarze, politycy stosują łamańce umysłowe, aby odwrócić sens zdarzeń i uznać ofiary za sprawców?
Spora ich część nie czuje się zresztą w obowiązku podejmować takich wysiłków. Wystarczy powtórzyć wszystkie dotychczasowe zarzuty i pomówienia, dodając do nich: „a nie ostrzegaliśmy?”. Brakuje tylko wskazania, że „ostrzegaliśmy” przed aktami terroru ze strony PiS, a okazało się, że właśnie to ugrupowanie padło jego ofiarą.
Jak się okazuje, w tej wojnie nawet najbardziej drastyczne i elementarne fakty nie mają znaczenia. Brakuje namysłu nad tym, że jeśli oskarża się bez końca (i uzasadnienia) o wszystko, co najgorsze, określoną formację, to nie powinno dziwić, gdy pojawi się ktoś, kto wyciągnie z tego wnioski i postanowi położyć kres zagrożeniu.
W wychwalanym przemówieniu premier...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta