Herbatka u Obamy
Liberalne elity popularność Tea Party tłumaczyły rasistowskim strachem białych przed rządami czarnego polityka. Przedstawiano sympatyków tego ruchu jako paczkę zbirów i prostaków – pisze amerykański korespondent „Rzeczpospolitej”
Gdy w 2008 roku zwyciężał Barack Obama, Tea Party w ogóle nie istniała, a komentatorzy przekonywali, że rozbita Partia Republikańska na długo odejdzie w niebyt. Minęły zaledwie dwa lata, a Obama stracił już status cudotwórcy i mesjasza, a konserwatyści odbili Izbę Reprezentantów.
Oczywiście, zwycięstwo opozycyjnej partii w połowie kadencji prezydenta nie jest w USA niczym szczególnym. Triumfalny powrót republikanów do Kongresu jest jednak o tyle ciekawy, że w dużej mierze umożliwił go zupełnie nowy herbaciany ruch. Intrygujący jest też fakt, że prawica zdołała szybko pozbierać się po porażce, mimo że miała przeciwko sobie większość mniej lub bardziej lewicowych mediów.
Wojna propagandzistów
Prawicowy komentator John Gibson opisuje w wydanej niedawno książce „spisek liberalnych mediów”, który miał przekonać Amerykanów, że George W. Bush był najgorszym prezydentem w historii Stanów Zjednoczonych, a także zniechęcić opinię publiczną do Tea Party, republikanów i wszelkiej maści wrogów demokratów. Według Gibsona dziennikarze posługiwali się w tym celu tzw. swiftboatingiem.
Termin ten wszedł do amerykańskiego żargonu politycznego w 2004 roku, gdy grupa weteranów przekonywała publicznie, że demokrata John Kerry nie był prawdziwym bohaterem wojny w Wietnamie. Republikanom chodziło bowiem...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta