As żyje raz, ale krótko
Wraz z wielką wojną nastała epoka asów lotnictwa myśliwskiego, którzy walczyli brawurowo. Brawurę tę jednak przypłacali szybko życiem.
Kim byli ci ludzie? Parę godzin siedzenia tysiące metrów nad ziemią, w wątłej konstrukcji z lakierowanego drewna, płótna i cienkiej blachy, kryjącej zawodny silnik, bez spadochronu, pomiędzy smugami zapalających pocisków, musi się odbić na psychice ważącego się na to człowieka. W 1916 roku piloci myśliwscy stali się synonimem pijanych od adrenaliny szaleńców, obdarzonych fantazją i arogancją, w każdej chwili gotowych do walki. Byli świadomi swej wartości i perspektywy braku dnia następnego; wszak dla pilota myśliwskiego „nie ma żadnego po wojnie”.
Wsród asów byli też wadowiczanin Godwin Brumowski (35 zwycięstw), przyjaźniący się z ojcem Karola Wojtyły, i krakowianin – Franciszek Linke-Crawford
Sytuacja szczególnie nieciekawie wyglądała dla lotników po stronie sprzymierzonych. Od czasu gdy Anton Fokker zainstalował w niemieckich samolotach karabin maszynowy zsynchronizowany z obrotem śmigła, a piloci tacy jak Max Immelmann i Oswald Bölcke sformułowali w oparciu o doświadczenia pierwsze (i w większości aktualne do dziś!) zasady walki myśliwskiej, państwa centralne zyskały miażdżącą przewagę w powietrzu.
Wymalowane na czerwono albatrosy D. III były niczym rękawica rzucona wszystkim brunatno-zielonym Anglikom i łaciatym Francuzom. Te jaskrawe barwy wyprowadzały z równowagi alianckie załogi
Anglicy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)
















