To był historyczny kompromis
PZPR, rezygnując z kierowniczej roli i reformując system polityczny, w sposób pokojowy dokonała samounicestwienia. Czyż nie zasługuje to na uznanie i dobre słowo? – pisze były doradca generała Jaruzelskiego
Coraz częściej czytam o obaleniu komuny w Polsce. I już nie jest to tylko publicystyczny skrót myślowy. Do legendy „Solidarności" dopisują bajki różni megalomani. Po latach zmienia się interpretacja porozumień z sierpnia 1980 i późniejszych w 1989 roku (Okrągły Stół, wybory 4 czerwca, przejęcie władzy przez opozycję). Do niedawna spierano się głównie o to, kto wówczas faktycznie dążył do siłowej konfrontacji, a kto pragnął porozumienia w imię racji patriotycznych. Przez wiele lat po stronie „Solidarności" dominowały głosy zapewniające, że związek nie miał wojowniczych planów wobec władz, a rządzący blefowali, zapewniając o uczciwych zamiarach.
Koronny argument przeciwników decyzji o wprowadzeniu stanu nadzwyczajnego, że „Solidarność" chciała być tylko partnerem władzy, zszedł na dalszy plan, a raczej w ogóle się go nie przywołuje. Na ubiegłorocznym zjeździe związku Jarosław Kaczyński mówił, że strajkujący w 1980 r. robotnicy chcieli więcej niż doradcy, mając na myśli postulaty polityczne. A to, że się upominali o ideologiczne obietnice, było tylko instrumentem osłabiania przeciwnika.
Nawet Wałęsa najwyraźniej unika rozmów o historycznym kompromisie, kreuje się na zwycięskiego wodza, który uwolnił świat od komunizmu. Słyszałem w radiowej Trójce, jak komentował wypowiedź Jaruzelskiego z racji rocznicy grudniowej: – On...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta