W „Bitwie Warszawskiej” zabrakło odwagi
Film Hoffmana jest nierówny. Przesłanie historyczne jest bez zarzutu, realia wojenne przedstawione znakomicie, ale fabuła niemądra – ocenia publicysta „Rzeczpospolitej”
Kampania marketingowa, która poprzedzała wejście na ekrany filmu "1920 Bitwa Warszawska", nie nastrajała optymistycznie. Budziła obawy, że obraz – szumnie zapowiadany jako wielka narodowa epopeja – będzie hurra-patriotycznym gniotem, na poziomie szkolnej czytanki dla gimnazjalistów. Grupy, która jak zwykle przy okazji takich historycznych superprodukcji ma wypełnić sale kinowe i dać zarobić filmowcom.
Całe szczęście nie jest tak źle. Przede wszystkim Jerzy Hoffman uniknął sztampowego przedstawienia kampanii roku 1920 jako starcia narodu polskiego z odwiecznym wrogiem
– Rosją. W filmie wyraźnie pokazano, że gra w 1920 roku toczyła się o znacznie większą stawkę. Nie tylko o niepodległość, ale o dusze Polaków. Wojna 1920 roku była bowiem wojną nie z Rosją, ale z bolszewizmem, któremu chodziło o coś więcej niż o podbój terytorialny.
Kijów oddamy Ukraińcom
Polska w planach Lenina i Trockiego miała zostać poddana temu samemu obłędnemu eksperymentowi z zakresu inżynierii społecznej, jakiemu wcześniej poddana została Rosja. Dlatego w "Bitwie Warszawskiej" tak ważną rolę odgrywa tragiczna postać Rosjanki, żony zamordowanego przez bolszewików carskiego pułkownika, która została w straszliwy sposób upokorzona i wzięta w jasyr przez czekistę (zdecydowanie najmocniejszy wątek filmu).
Zgodnie z...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta