Tanie państwo – tak, dziadowskie – nie
Polscy politycy, szafując ideą „taniego państwa", sami zapędzili się w kozi róg – pisze prezydent Pracodawców RP.
Andrzej Malinowski
Dzisiaj, gdy obserwujemy problemy z wartym 430 tys. zł systemem informatycznym Państwowej Komisji Wyborczej, trzeba się zastanowić, czy idea „taniego państwa" to nie wishful thinking. Bo przecież pomysł był z PR-owego punktu widzenia niezły: odcięcie się od zgnilizny reprezentowanej przez politycznych przeciwników szastających nie swoimi pieniędzmi. Populizm? Oczywiście tak, ale jak opakowany! Nikt nie śmiał przeciwstawiać się oszczędzaniu, a więc oszczędzamy.
Hasło „taniego państwa" padło na podatny grunt. Wtedy to PiS i PO budowały kampanię wyborczą w opozycji do SLD, który z przekąsem nazwano Sojuszem Lewych Dochodów – że pozwolę sobie zacytować Pawła Reszkę z „Tygodnika Powszechnego". SLD odchodził w cieniu afer Rywina i starachowickiej, a polityka kojarzyła się z brudem i korupcją.
Wymyślenie państwa „taniego", uczciwego i skromnego było więc polityczną i moralną koniecznością. Tyle że owa taniość stała się fetyszem. Cięcie na oślep etatów i pensji w administracji, zakaz wydawania pieniędzy na zakup rządowego samolotu, zgoda na budowę drogi dla tego, kto zaoferuje cenę poniżej kosztów opłacalności – wszystko to sensu nijakiego nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta