„Wisła” płynie. Ale dokąd?
Decyzja o wyborze dostawcy systemu obrony powietrznej średniego zasięgu, znanego jako program „Wisła”, spodziewana była dopiero pod koniec roku.
Zaskakuje więc ogłoszona niedawno wiadomość, że decyzja zapadnie w kwietniu. Można by się cieszyć tą wyjątkową sprawnością, gdyby nie fakt, że wiedza o tym programie budziła i budzi nadal poważne wątpliwości. A idzie przecież o wydanie 20–30 miliardów złotych, o system obronny o zasadniczym znaczeniu dla bezpieczeństwa państwa, o wielką szansę unowocześnienia ważnych gałęzi przemysłu obronnego Polski.
Wszystkie nowożytne międzypaństwowe konflikty zbrojne rozpoczynały się od napadu z powietrza. Musimy się więc śpieszyć. Jednakże pośpiech nie może oznaczać, że dokonujemy wyboru na skróty lub z uwagi na bieżące polityczne potrzeby. Wiemy, że wstępna instalacja systemu „Wisła" może się rozpocząć najwcześniej w 2019 r., a jego pełne rozwinięcie spodziewane jest około 2022 r. Skala założonego przez MON programu pozwala założyć, że ten docelowy termin jest nierealny. A więc nie ma tu znaczenia bieżąca sytuacja polityczno-wojskowa, jeśli to o nią idzie w tym pośpiechu, gdyż proponowane nam systemy przez kilka lat nie zatkają dziur w polskim systemie obrony powietrznej. Czyżby więc chodziło o inne przyczyny?
Pytanie pierwsze: czy „racjonalne" było zawężenie wyboru dostawcy do dwóch firm, Raytheona i Eurosamu, gdy zgłosiły się inne, dając szanse na wykorzystanie ich rywalizacji dla lepszej pozycji przetargowej?
Do myślenia daje fakt, że zaproszenie firmy Eurosam nie było...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta