Warto do nas przylecieć
Lotnisko zacznie zarabiać, gdy osiągnie poziom 1,7 mln odprawionych pasażerów, czyli ok. 2027 r. – mówi Krzysztof Wójtowicz, prezes Portu Lotniczego Lublin.
Rz: Za dziesięć lat ma powstać Centralny Port Komunikacyjny. Czy widzi pan to jako zagrożenie dla lotniska w Lublinie?
Krzysztof Wójtowicz: Na razie jeszcze nie, ponieważ zbyt wiele jest niewiadomych związanych z tym projektem. Poza tym zawsze będzie istniał ruch lotniczy, tzw. point to point. Ale na razie zabiegamy o połączenie lotnicze z Warszawą, jako portem przesiadkowym. Nasze miasta dzieli wprawdzie tylko 170 kilometrów, ale w sytuacji, gdy przebudowywane są i drogi krajowe, i linia kolejowa, podróż może trwać nawet ponad trzy godziny. Każde oddalenie centralnego portu komunikacyjnego od granic Warszawy i od Lublina będzie uzasadniało istnienie połączenia lotniczego zasilającego ten węzeł przesiadkowy.
Tyle że przewoźnicy polecą z Warszawy do Lublina, jeśli im pan za to zapłaci. Jest pan na to gotów?
Nie jestem. Wiem, ile musielibyśmy zapłacić, i zupełnie się nam to nie opłaca. Mamy niewielkie zasoby finansowe, nie jesteśmy więc w stanie zaoferować takiego wsparcia, jakiego chcą przewoźnicy. Nawet takich kwot, jakie przeznaczają na to lotniska mniejsze od nas. Chociaż mam świadomość, że korzyści dla regionu byłyby ogromne. Bo to region, a nie lotnisko, zyskałby najwięcej.
Skąd ma pasażerów lotnisko w Lublinie?
W ciągu godziny do...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta