Ludzie zagłosowali, system stworzył polityczny pejzaż
Gdyby nie wystąpiły łącznie trzy zjawiska – zmiany we frekwencji, wzrost liczby głosów z zagranicy oraz zaniechanie korekty okręgów – PiS utraciłoby sejmową większość.
Przez miesiące poprzedzające wybory parlamentarne nieustająco w medialnych spekulacjach pojawiała się postać Victora d'Hondta – twórcy systemu podziału mandatów, który obowiązuje w naszej ordynacji wyborczej. Jeśli ktoś nawet wcześniej nie wiedział, że system ten promuje większe ugrupowania, to informacja ta musiała teraz do niego dotrzeć, ponieważ uzasadniano tym potrzebę mniej lub bardziej posuniętej integracji.
Mechanizm działania nagrody integracyjnej generowanej przez ten system jest stosunkowo prosty do wyjaśnienia, co było wielokrotnie czynione w mediach, także na łamach „Plusa Minusa na wybory" (w tekście „Matematyka przy urnie"). Stąd zdobycie samodzielnej większości przez partię rządzącą nie wydawało się samo w sobie dużym zaskoczeniem. Mogło jednak w pewnym stopniu dziwić, że choć poprawiła ona swoje notowania o siedem punktów procentowych, czyli o prawie jedną piątą poprzedniego wyniku, zdobyła dokładnie tyle samo mandatów co przed czterema laty. Ale jak mogli zauważyć to wszyscy zainteresowani, wiązało się to z wyjątkowo małą liczbą głosów oddanych na ugrupowania, które znalazły się pod progiem wyborczym.
W tym sensie system d'Hondta spełnił swoją edukacyjną rolę: wszystkie mniejsze partie pogrupowały się w większe bloki. Skala tej integracji była tak duża, że bardzo blisko było tego, aby PiS pomimo znacznego wzrostu poparcia utraciło swoją większość...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta