Gdy minister pojawia się nad ranem
Zdewastowana prokuratura wymaga głębokich reform i zrezygnowania z zatrudniania osób, dla których praworządność jest obcym słowem.
Świtem obudził mnie dźwięk esemesa. Zakląłem przekonany, że CBA znowu nie może spać i czeka mnie maraton posiedzeń aresztowych. Jednak to nie organa ścigania wywarzały komuś drzwi, a napisał do mnie sam minister sprawiedliwości. Zerwałem się w pidżamie na baczność uznając, że sprawa jest wagi państwowej i przez chwile widziałem się w glorii co najmniej podsekretarza stanu.
Radość była przedwczesna, bo minister pisał tylko w sprawie felietonu do "Rzeczpospolitej". Mimo to poczułem dumę, bo jeśli minister w kila minut po ukazaniu się gazety reaguje to znaczy, że jestem czytanym felietonistą. Niestety okazała się, że z felietonu, w którym krytykowałem prokuraturę, minister nie był zadowolony, wskazując, że nie dostrzegłem, jak dużo ze współpracownikami zrobił by zmienić tę instytucję. Rozpoczęliśmy wymianę poglądów, która trwała około minuty, bo minister udał się do ważnych państwowych zadań pozostawiając mnie w intelektualnym niedosycie.
Cnoty monteskiuszowskie
Niewypowiedziane myśli nie mogą pozostać uwięzione więc świadom, że minister może mnie czytać, postanawiam ta drogą kontynuować przerwaną rozmowę. Otóż drogi ministrze w chwili, gdy formowany był rząd marzyłem żebyś objął resort sprawiedliwości uważając, że na całej ziemi nie ma człowieka, który by się do tego lepiej nadawał. Wiem, że po ostatnich ośmiu latach wymiar sprawiedliwości ze swoim...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta