poranek Ifigenii
Kto poznał te rozstaje, trujące moczary, błędne ogniki świateł na soczystych bagnach? Gdzie przebywacie dzisiaj i jakie wywary w waszych miedzianych garnkach, jaka nowa, nagła wizja strasznego losu kazała wam spełnić znajomą przepowiednię? motać kłębki wełny?
Ty jak zwykle w podróży. Ja w powodzi świateł transmisyjnych, próbuję odczytać wyroki. Może lepiej oliwę w samym sercu Aten lać na gniewne ognisko, na syczące soki drzewa sandałowego i białych płomieni rzucić zerwaną z ramion chustkę Ifigenii?
Bo ranki były zimne, bo drżała od chłodu, bo nie wiedziała kogo ma prosić o radę. Więc co mam robić teraz ja, która z jej rodu wywiedziona, podobną podejrzewam zdradę?
Ach, my wszystkie zdradzone, złożone w ofierze, współczujące piastunki, Ifigenie, wieże z białej kości słoniowej, wieże Babel, wierzę we wspólnotę języka, cichy szept, przymierze.
Anna Piwkowska Warszawa, styczeń 2005 roku