Pan Bóg kule nosił
Ks. Wacław Karłowicz: Rano przy katedrze polowej byłem na zebraniu dowódców batalionów AK ze Starówki. Dyskusja: robić powstanie, czy nie robić. Niektórzy patrzyli realnie: można zorganizować oddziały i uderzać pojedynczo, ale bez otwartej walki i dekonspiracji. Ludzie co prawda są, ale z czym? Mieliśmy gołe ręce, a tam stali uzbrojeni Niemcy. Entuzjazm był jednak olbrzymi, wielu odpowiadało: zdobędziemy broń. Jak? Na hura, to takie polskie. No i zdobyli... Dlatego głosowałem przeciw, ale więcej osób było za wybuchem powstania. Tuż po godzinie 17, kiedy już zaczęły się walki, przy kamienicy na Rynku, gdzie zbieraliśmy się konspiracyjnie i radziliśmy, padły strzały. Ktoś mierzył we mnie. Nie trafił, widać strzelec kiepski. Schowałem się. Niemiec rzucił jeszcze granat, ale ten odbił się od filaru. Wybuch. Huk. Obłok kurzu. Tak uciekłem.
Kiedy ksiądz przystąpił do konspiracji?Konspiracja w rodzinie Karłowiczów istniała jeszcze za caratu. Ojciec pracował jako gajowy pod Pułtuskiem, nasz dom w lesie był miejscem zebrań narodowych dla całego powiatu. Kiedy wybuchła wojna, do konspiracji nie trzeba było mnie namawiać. Byłem wtedy prefektem w Rawie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta