Zdarzyła się oczekiwana katastrofa
Końca kłopotów Adama Małysza nie widać. Zajął w pierwszym konkursie 36. miejsce, z drugiego się wycofał, zanim się jeszcze okazało, że pogoda nie pozwoli skakać. Za pięć dni zawody w Zakopanem
Decyzja o wcześniejszym powrocie zapadła w niedzielne południe i nikogo nie zaskoczyła. Już po fatalnym występie w niedokończonym sobotnim konkursie – Małysz zająłby w nim ostatnie miejsce, skoczył tylko 130 m – trener Hannu Lepistoe zwołał sztab kryzysowy. Decydujące słowo należało do mistrza, który postanowił, że spróbuje jeszcze raz.
Po porannych zawodach, przeniesionych z soboty i skróconych do jednej serii, stracił resztę złudzeń. 144,5 metra oznaczało, że trzeci raz z rzędu nie zdobędzie choćby punktu Pucharu Świata i znów przegra wyraźnie z kolegą z kadry Kamilem Stochem (12. miejsce).
Lepiej było sobie oszczędzić kolejnych nieprzyjemnych wrażeń, zwłaszcza że pogoda nie dawała wielkich nadziei, iż drugi konkurs w ogóle się odbędzie. I tak niestety było: najpierw przeniesiono go z 13.45 na 14, potem na 14.30, ale to było tylko odwlekanie tego, co nieuchronne.
Gdy Walter Hofer ogłaszał koniec zabawy, Małysz był już w Wiśle. Ma tam odpoczywać do czwartkowych kwalifikacji w Zakopanem. Musi w nich wystartować, bo w Harrachovie stracił miejsce w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata. Przyjeżdżał tu jako dziewiąty skoczek PŚ, wyjechał jako 12. – Adam robi błąd przy wyjściu z progu. Jest zbyt pochylony, narty idą w dół i...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta