Dowcip żydowski
Opowiada Aleksander Rozenfeld
Plac św. Piotra w Rzymie. Na składanym wędkarskim krzesełku siedzi ksiądz, obok telefon komórkowy. Podchodzi turysta.
– Przepraszam, a ten telefon…
– A, to bezpośredni do Pana Boga.
– Można?
– Bardzo proszę.
Zadzwonił, pyta, ile płaci.– Pięćdziesiąt dolarów.
Mija kilka tygodni. Plac przed Ścianą Płaczu w Jerozolimie. Na składanym wędkarskim krzesełku siedzi rabin, obok telefon komórkowy. Podchodzi turysta.
– Przepraszam, czy ten telefon, to bezpośredni do Pana Boga?
– Tak, oczywiście.
– Można?
– Bardzo proszę.
Porozmawiał.
– Ile płacę?
– Pięć centów.
– Ależ proszę pana – zdziwił się turysta – w Rzymie kilka tygodni temu zapłaciłem pięćdziesiąt dolarów!
– Możliwe, mój synu, możliwe. Tam była zamiejscowa.
Rozwrzeszczana synagoga. Żyd głośno się modli.
– Panie Boże, daj mi dwieście dolarów! Panie Boże, daj mi dwieście dolarów!
Modlący się obok niego ziomek wciska mu zwitek banknotów.– Masz dwieście dolarów i spieprzaj. My się tu modlimy o prawdziwe pieniądze.