Zalew: oblężenie ślimaków i kurs na Euzebię
Z 33 plaż zostało osiem, a mimo to turystów przybywa. O historii Zalewu Zegrzyńskiego i sportach wodnych rozmawiamy z Andrzejem Rafałowskim, kierownikiem ośrodka Akademickiego Związku Sportowego – Środowisko Warszawa w Zegrzu.
ŻW: Zalew Zegrzyński za rok będzie obchodził 45. rocznicę powstania. Tymczasem pan już dziś obchodzi swój jubileusz pracy w Zegrzu.
Andrzej Rafałowski: Z Zalewem jestem zawodowo związany od 40 lat. Dziś mogę powiedzieć, że to mój drugi dom. Jeszcze zanim zacząłem prowadzić w ośrodku wypoczynkowym Przemysłu Stolarki Budowlanej w Ryni bardzo popularny klub żeglarski, przyjeżdżałem tu rekreacyjne z kolegami. Może nie powinienem o tym mówić, ale najlepiej pamiętam te nasze niedozwolone pobyty nad wodą. Urywaliśmy się ze szkoły i szliśmy całą grupą na plażę pełną ludzi.
Podobno przed laty niełatwo było znaleźć na niej miejsce.
W pierwszych latach działalności Zalew przeżywał prawdziwe oblężenie. Co krok działały ośrodki wczasowe. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku sezon zaczynał się już na początku maja i trwał do połowy października. Ci, którzy nie spędzali tu całych turnusów, a tylko dojeżdżali na jeden dzień z Warszawy, korzystali z kolejki elektrycznej – wiecznie zatłoczonej. A na plażę trzeba było wychodzić z samego rana, żeby w ogóle znaleźć na niej jakiś plac dla siebie.
Dziś o miejsce nietrudno, kłopotem jest raczej... znalezienie samej plaży.
Plaż jest już niewiele. Kiedyś każdy ośrodek prowadził swoją. Przy takim zainteresowaniu gości to się opłacało. W sumie wczasowicze mieli do dyspozycji 33 piękne plaże. Aby poprawić...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta