Słowo czyni różnicę
Jako dramaturg Herbert pozostaje autorem niedocenionym i „niedoscenionym”
„Męczą mnie bardzo obsesje literackie. Zacząłem kiedyś pisać powieść, noszę od roku dwa opowiadania, a nawet… ale tego nie powiem, bo to straszny wstyd porywać się na teatr. Bohaterowie przychodzą nocą z twarzami wisielców, oczy mają na wierzchu, ręce spętane, duszą się milczeniem. Muszę im od czasu do czasu spuszczać krew, bo umrą bez żadnego znaku i wspomnienia, a tak będzie można tą krwią napisać o nich, że byli”. Tak, z właściwym sobie humorem, pisał Herbert do Henryka Elzenberga 9 lipca 1952 roku. W tym czasie jego małe szkolne zeszyty, których używał w charakterze brudnopisów (dziś ich nieco wyblakły komplet znajduje się w archiwum poety), wypełniały się wierszami. Niektóre z nich Herbert wysyłał znajomym, w ten sposób w cytowanym liście do Elzenberga znalazł się wiersz „Mój ojciec” z niezapomnianą kodą: „Raz w zagranicznych ilustracjach / widziałem jego fotografię / gubernatorem jest na wyspie / gdzie palmy są i liberalizm”. Wiersz, którego „nikt nie chciał drukować”, ukazał się w debiutanckim tomie Herberta „Struna światła” w roku 1956, a więc dopiero wtedy, gdy słowo „liberalizm” nie było już synonimem wszelkiego zła, chociaż nadal – i długo jeszcze – brzmiało w oficjalnych przekazach o wiele gorzej niż jedynie słuszne „socjalizm”. Na fali politycznej odwilży „Twórczość” opublikowała też debiutancki dramat poety – „Jaskinię filozofów”.
W swoich szkolnych...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta