Salon w stanie uwiądu
Donald Tusk jest politykiem samodzielnym. Z salonem czasem bywa mu po drodze. Ale nie zgodzi się na powrót do czasów, gdy władzę dyscyplinowano pomrukami autorytetów – pisze publicysta „Rzeczpospolitej”
To znany psychologom objaw, że człowiek cierpiący na jakąś przypadłość albo mający jakiś problem przypisuje to samo wszystkim dookoła. Zwłaszcza wtedy, gdy jego stan postrzegany jest jako coś wstydliwego, a w każdym razie nieprzynoszącego dumy. Nie tylko ja cierpię na depresję, straciłem sens życia, wiarę w ideały; wszyscy stracili. To pociesza. Rzutowanie swojego problemu na innych jest też skutecznym mechanizmem obrony przed wyrzutami sumienia i wynikającym z nich psychicznym dyskomfortem.
Niekiedy działa on na masową skalę. Eksplozja w III RP popularności Jerzego Urbana i jego szmatławego pisemka, w którym zaczytywały się i znajdowały ukojenie sieroty po Peerelu, stanowiła tylko powtórzenie podobnych wydawniczych sukcesów np. w postfaszystowskich Włoszech („l’Uomo Qualunque”) czy dzierżącej wszelkie rekordy okupacyjnej kolaboracji z Hitlerem Francji („Harakiri”). Rzesza ludzi uświnionych wytwarza popyt na medium, które ukoi ich boleści nurzaniem wszystkich cnót i herosów w fekaliach, obscenami i kreśleniem świata, w którym świniami są wszyscy, a więc nie ma się powodu własnego ześwinienia wstydzić.
Na intelektualnie wyższym poziomie taki sam mechanizm zbudował popularność niektórych filozofów, na przykład okrzyczanego Jacquesa Derridy, uspokajających sieroty po marksizmie, że ich wiara okazała się fałszywa, ale to dlatego, że wszystkie wiary są z założenia...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta