Zbrodnia i kara Exxona
Ta historia wcale się nie skończyła, mimo że od jednej z największych katastrof ekologicznych mija właśnie równe 20 lat. Roi się w niej od pomyłek, przemilczeń i nietrafionych oskarżeń. A ślady ropy z rozbitego tankowca tkwią na Alasce do dziś
Kiedy 24 marca 1989 roku tankowiec „Exxon Valdez” wpadł na skały u wybrzeży Alaski, kapitan Joseph Hazelwood wcale nie był pijany, jak początkowo sugerowano. W ciągu kilku godzin z rozerwanej zderzeniem ładowni statku wyciekło co najmniej 50 mln litrów ropy. Była to jedna z największych katastrof ekologicznych w historii naszej planety. Skażonych zostało ponad 1900 km wybrzeża, zginęły setki tysięcy ryb, ssaków i ptaków morskich. Do dziś nie jest jasne, co było przyczyną wypadku.
Tuż przed północą 23 marca 1989 roku płynący z Alaski do Los Angeles 300-metrowy tankowiec próbował ominąć góry lodowe w Zatoce Księcia Williama. Ledwo co wyszedł z macierzystego portu Valdez, w którym do ładowni wpompowano mu 240 milionów litrów alaskańskiej ropy.
Kapitan nieobecny
Po przejściu przez pobliską cieśninę statek zboczył ze szlaku żeglownego, na który miał wrócić zaraz po tym, jak droga będzie czysta. Nie wrócił. Za sterami stali wtedy sternik i trzeci oficer. Kapitan, który wydał im polecenie przeprowadzenia tankowca przez ten niebezpieczny rejon, spał wówczas w swojej kajucie. Cztery minuty po północy „Exxon Valdez” uderzył w skałę o nazwie Bligh Reef, tam gdzie cieśnina była już o wiele szersza.
Dlaczego kapitan spał? Dlaczego nie było łodzi pilotującej, a straż przybrzeżna nie zainteresowała się...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta