Rogaczom na ratunek
Stopka na kolorze, dziewiątka na żelazne G. Tłumaczymy: stań na światłach, skręć w lewo, a potem jedź w stronę mostu Gdańskiego. Inaczej mówiąc: krótka historia warszawskich następców Sherlocka Holmesa, czyli jak to jest być detektywem.
– Jesteśmy na Żabińskiego. Będziemy tu jeszcze z pół godziny. Jak chcesz, to przyjeżdżaj – zabrzmiał głos w słuchawce. – Jasne, zaraz wychodzę.
1. Telefon zadzwonił w niedzielę po południu. Właśnie zjadłem obiad i martwiłem się tym, że nie mam nic na deser. Ale z „zaprzyjaźnionym” (przez Internet) detektywem Markiem umawiałem się już drugi tydzień i nic z tego nie wychodziło. Szkoda było zmarnować taką okazję.
Dojechałem na miejsce 20 minut spóźniony. Marka (siwy pan po 50.) i jego współpracownika pana Romana (grubszy pan po pięćdziesiątce.) spotykam, gdy spacerują pod jednym z bloków.
– Widzisz tamtą klatkę? Zaraz wyjdzie z niej kobieta. Mamy sprawdzić, gdzie pojedzie.
– Nie mogłeś wcześniej dryndnąć? – pytam z wyrzutem, mając ciągle w pamięci smak obiadu.
– Klient zadzwonił do nas godzinę temu. Ledwie zdążyłem się przebrać, bo wróciłem ze zlecenia.
– A gdzie byłeś?
– Najpierw pod Poznaniem, potem w Zakopanem.
– Aha.
2. Bycie detektywem w Polsce nie jest rzeczą łatwą. Nawet jeśli zda się trudny egzamin licencyjny (do opanowania jest mnóstwo zagadnień prawnych, które – jak mówią sami zainteresowani – są mało przydatne), to i tak uprawnienia są niewielkie. Detektyw nie może wykonywać tzw. czynności operacyjnych, czyli zakładać podsłuchów, nadajników GPS itd. Dlatego większość...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta