Sługa i pan olimpijskich kół
Juan Antonio Samaranch. Kochał sport i władzę. Zastał igrzyska w zapaści, zostawił skąpane w złocie
W niedzielę oglądał w telewizji, jak Rafael Nadal wygrywa finał w Monte Carlo. Potem poczuł się słabo, córka zawiozła go do szpitala. Tam stracił przytomność i już jej nie odzyskał. Zmarł wczoraj po południu z powodu niewydolności serca i dróg oddechowych. Na niespełna trzy miesiące przed 90. urodzinami.
Zmarł w swojej ukochanej Barcelonie, mieście, któremu dał jedne z najpiękniejszych igrzysk w historii. Nigdy wcześniej ani nigdy potem nie mógł się czuć władcą tak potężnym jak tamtego lata 1992 roku, gdy niemożliwe stawało się możliwe.
Niemcy znów mieli jedną reprezentację, wracali na igrzyska banici z Republiki Południowej Afryki, kończąc erę wielkich politycznych bojkotów. Przyjechał Dream Team z NBA, zaczynając epokę, w której igrzyska stały się świętem najlepszych, a nie tylko mniej lub bardziej udawanych amatorów. Na stadionie Camp Nou, gdzie hiszpańska flaga była od dziesięcioleci wyklęta, tłum śpiewał podczas meczów piłkarzy, że Barcelona jednak też należy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta