Zmarła, bo nie było karetki
Mieszkanka Mokotowa nie doczekała się pomocy lekarzy, bo dojazd ambulansu zajął ponad godzinę. Zmarła na zawał w domu. Teraz jej mąż chce założyć fundację monitorującą podobne przypadki.
To była niesamowita kobieta, władała siedmioma językami – wspomina swoją żonę Hannę profesor Paweł Bożyk. – Chorowała na raka. Ale dwa tygodnie przed śmiercią dowiedziała się o tym, że jest już wyleczona. Po czym zginęła w tak głupi sposób – mówi wyraźnie poruszony.
We wtorek 9 lutego Hanna Bożyk miała zawał serca. Pogotowie zostało wezwane o godz. 13.25. Przez kilkanaście minut reanimował ją mąż. Karetka dojechała dopiero po godzinie. Mimo że w odległości trzech kilometrów, w stacji pogotowia przy ul. Hożej, była wolna karetka reanimacyjna, nie została wysłana, bo na miejscu... nie było...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta