Nie najpiękniejszy, ale playboy...
Z Tomaszem Karolakiem rozmawia Jan Bończa-Szabłowski
Rz: Czy łatwo łączyć świat celebrytów i pozytywistów?
Zbliżenie - Czytaj więcej
Tomasz Karolak: Warto próbować. Po siedmiu sezonach grania w krakowskich teatrach Starym, Słowackiego i STU, a potem w łódzkim Nowym zadebiutowałem w Warszawie w „Testosteronie”. Komedia Saramonowicza odniosła sukces i zacząłem otrzymywać propozycje telewizyjne. Przyjmowałem je chętnie, bo dawały mi pieniądze i popularność. Wiedziałem jednak, że ta obecność w mediach i rubrykach towarzyskich nie będzie dla mnie szczytem marzeń. Przypomniałem sobie, jak w Łodzi nabijaliśmy się z kolegów, którzy grali w serialach i czuli się prawdziwymi gwiazdami. Uświadomiłem sobie, że robię dokładnie to samo.
I wtedy zatęsknił pan znów do teatru?
Kiedy zobaczyłem siebie na okładce jednego z dwutygodników z owcą na grzbiecie, pomyślałem, że znalazłem się pod ścianą. Że to życie zaczyna być potwornie jałowe i że jeśli będę robił coś, do czego nie mam przekonania, to zostanę wyłącznie Karolakiem z owcą na szyi. Teatr był zawsze moją pasją, więc pomyślałem, że warto wrócić do korzeni. A bycie celebrytą może być nie celem, lecz środkiem, bo facetowi z popularną gębą uda się załatwić o wiele więcej, dotrzeć do większej grupy ludzi i instytucji niż komuś mniej znanemu.
Dużą...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta