Montgolfiery i szaliery
Pierwszy raz balon zobaczyłem pod koniec lat 50. Ku zdumieniu mojego ojca, kołysał się nad północną Warszawą. – To Gomułka pozwolił już latać? – zdziwił się.
Wtedy dowiedziałem się, że pasażerskich balonów nie widziano na polskim niebie od dwóch dekad, bo komunistyczne władze bojąc się szpiegowania z powietrza, zakazały lotów.
Historia stołecznego baloniarstwa sięga lutego roku 1784, kiedy to królewski chemik Stanisław Okraszewski wypuścił z tarasów Zamku Królewskiego aerostat na uwięzi. Napełniona wodorem kula o metrowej średnicy utrzymywała się w powietrzu przez kilka minut. Zachwycony tłum oglądał ją aż na wysokości 300 łokci warszawskich, czyli prawie 180 metrów. Potem balon opadł, więc przeniesiono go do sal zamkowych, gdzie uniósł się pod sufit i tam tkwił przez godzinę. To pierwszy udokumentowany kontakt naszego miasta z aparaturą latającą.
Po miesiącu Okraszewski wypuścił kolejny balon, a ten podrygiwał przez jakiś czas na sznurze, po czym uwolniony odleciał w kierunku wschodnim. Wylądował całkiem daleko, w rejonie dzisiejszego Słupna, to jest ponad 20 kilometrów od Starego Miasta. Sława konstruktora rosła, budował powietrzne statki, dostał medal od króla i... nie bardzo wiadomo, co dalej. Oto bowiem znany fizyk i pamiętnikarz Antoni Magier (mający wówczas 24 lata, a więc nie dziecko, tylko świadek epoki) podał, że dwa lata po opisanych tu eksperymentach Okraszewski zbudował duży balon z chińskiego jedwabiu i sam przeleciał nim aż do Okuniewa. Niestety, inne źródła tego nie...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta