Przesyłka od szantażysty
Kiedy wybuchł skandal z szantażowaniem senatora Piesiewicza, politycy byli przerażeni. Wstrząsnął nimi nie tylko upadek moralnego autorytetu. Niektórzy mieli świadomość, że sami mogliby podzielić jego los
Politycy poddani szantażowi zachowują się zwykle irracjonalnie. Wali im się całe życie, a to nie sprzyja chłodnej analizie sytuacji. Chcą natychmiast wyjechać za granicę i nie wracać przez co najmniej pół roku. Zgubić komórkę i nie odpowiadać na e-maile. Nawet w ogóle rzucić politykę. Albo wręcz przeciwnie – błyskawicznie zorganizować konferencję prasową i wygłosić oświadczenie.
– Kiedy dostaję telefon, że ktoś chce się ze mną spotkać natychmiast, nawet o 23, wiem, że liczą się godziny – mówi Eryk Mistewicz, doradca polityczny i specjalista od wizerunku. Jego zadaniem jest rozbrojenie politycznej bomby.
Nawet z bardzo trudnych sytuacji można wyjść obronną ręką lub wręcz zmienić ją na korzyść osoby szantażowanej. Wszystko bowiem zależy od tego, w jaki sposób opinia publiczna zostanie poinformowana o sytuacji, w jakiej znalazł się polityk.
– Można zrobić bardzo wiele, nawet w nocy zatrzymać maszyny drukarskie, które zaczęły już drukować skandalizujący artykuł. I w gazecie ukaże się zupełnie inny materiał – mówi Eryk Mistewicz. – Młody polityk prawicy jest szantażowany i wiadomość o tym przecieka do prasy. Tekst może go zniszczyć, jeśli będzie o tym, jak bawi się w agencji towarzyskiej za nasze, podatników, pieniądze. Albo wzbudzić sympatię, gdy pokaże, że jest bezwzględnie niszczony przez przestępców.
„Agentura, kasa, seks” – w tym...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta