Jutra może nie być
Zygmunt Puławski był marzycielem i chłodno kalkulującym technikiem. Od jego nazwiska samoloty, które projektował, nazywano „puławszczakami”
Słysząc nagły ryk pracującego na najwyższych obrotach silnika awionetki, wszyscy na pl. Narutowicza w Warszawie – ludzie czekający na tramwaj, mieszkańcy Domu Studenckiego, kwiaciarki sprzed kościoła św. Jakuba – unoszą głowy.
Samolot położony w ciasny skręt na wysokości kościelnych wież, uderzony nagłym podmuchem wiatru zwala się na jezdnię u zbiegu ul. Słupeckiej i Kaliskiej. Spod pogiętych blach policjanci i sanitariusze pogotowia wydostają ciężko rannego pilota. Niespełna 30-letni inżynier Zygmunt Puławski umiera w drodze do szpitala. Następnego dnia stołeczne gazety są zgodne – w katastrofie nowego samolotu amfibii zginął najzdolniejszy w kraju konstruktor lotniczy. I dodają: „dla polskiego lotnictwa to niepowetowana strata”.
Gwiazda Zygmunta Puławskiego, która tak nagle zgasła 21 marca 1931 r., zabłysła ledwo cztery lata wcześniej,...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta